Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii...

Utworzono: 12-09-2023

WYJECHAĆ CZY ZOSTAĆ?

Kolejny tydzień w Nigerii był pełen emocji, zarówno tych pozytywnych, pełnych radości, jak i smutku. Bardzo dużo się działo. Rozpoczęliśmy Summer camp - półkolonie dla dzieci, więc do naszego domu dochodziło codziennie 200 dzieciaków i ok. 30 animatorów, sprawiając że zrobiło się bardzo głośno i bardzo radośnie. Był to też tydzień w którym Zuzia zachorowała i po wizycie w szpitalu zdiagnozowano u niej malarię i dur brzuszny. Był to także tydzień, w którym jeden z chłopców dowiedział się o śmierci swojego taty. A my dowiedzieliśmy się, że opuści nas kolejny chłopiec - Elijah. Gdy mi o tym powiedział pewnego wieczoru, targały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony cieszyłam się, że będzie miał rodzinę, że może być to jego życiowa szansa. Z drugiej strony niepokoiłam się, że musimy oddać Elijah ludziom, o których nic nie wiem. I wiedziałam, że będę za nim bardzo, bardzo tęsknić. Ale zacznijmy od początku. Przygotowania na summer camp trwały już od paru tygodni. Spotykaliśmy się z animatorami, wychodziliśmy na ulice z muzyką, mikrofonami, ulotkami, bańkami mydlanymi i orkiestrą, w której grają nasi chłopcy, robiąc w okolicy dużo hałasu i reklamując nasze półkolonie, na Nigeryjski sposób. Byliśmy także na targu, by kupić wszystkie potrzebne rzeczy i wreszcie, w poniedziałek rozpoczęliśmy 3 tygodniowe półkolonie. Jednym z wyzwań jest miejsce, którego nie mamy dużo. W Bosco Boys Home mieszka na codzień 15 chłopców. Teraz musieliśmy pomieścić 200 dzieci. Większość czasu spędzamy na dworze. Księża wyjeżdżają samochodami na zewnątrz i parking zamienia się w boisko. Gorzej, gdy zaczyna padać deszcz, co zdarza się często, bo mamy porę deszczową. Wtedy musimy się rozdzielić, część chowa się w zadaszonym miejscu, przy drzwiach, część w 2 salach, z których korzystamy w Bosco Boys Home. Jeszcze inni w prowizorycznych salach lekcyjnych jakie stworzyliśmy w nowym domu dla dzieci ulicy, który wciąż jest w trakcie budowy. W trakcie summer campu prowadzimy lekcje, a także różne warsztaty, które dzieci mogą wybrać, zależnie od swoich zainteresowań. Jest także dużo czasu na gry i zabawy w grupach, krzyczenie, bieganie i tańczenie. Ja uczę biologii licealistów i prowadzę warsztaty plastyczne. Zuzia uczy angielskiego klasy 4-6 oraz prowadzi warsztaty komputerowe. Na koniec dnia ogłaszany jest zwycięzca dnia, czyli grupa która zdobyła najwięcej punktów za gry, zabawy i zachowanie, co zawsze budzi dużo emocji. Półkolonie kończymy o 16, później mamy spotkanie animatorów podsumowujące dany dzień i obiad z nimi. Jednak dla nas to wcale nie jest koniec danego dnia. Jednego dnia po summer campie chciałam pójść do pokoju odpocząć, ale gdy tylko zeszłam na chwilkę na dół, Kazeem, jeden z Bosco Boys, jak nazywamy naszych chłopców z domu dla dzieci ulicy, poprosił mnie, bym zagrała z nim w chińczyka, grę, która nigdy im się nie nudzi. Zgodziłam się, zagraliśmy raz, potem drugi i trzeci i skończyło się na tym że spędziłam z nimi całe popołudnie i wieczór. Nasi chłopcy ulicy również biorą udział w summer campie, jednak to jest ich dom, podobnie jak teraz nasz, więc często jesteśmy z nimi od rana do nocy, co zresztą wcale nam nie przeszkadza. Gramy z nimi w piłkę nożną, choć przed Nigerią ostatni raz grałyśmy na poważnie w podstawówce, bawimy się, modlimy, śpiewamy karaoke, tańczymy do Nigeryjskiej muzyki, przysypiamy wieczorem przy filmach, rozmawiamy. Z każdym dniem stają nam się coraz bliżsi i przywiązujemy się do nich coraz bardziej. Dlatego gdy Elijah oznajmił mi pewnego wieczoru, że za 4 dni opuszcza dom, to był dla mnie cios. Elijah jest jednym z chłopców, z którym jestem najbliżej. Ma 17 lat, jednak jest dopiero w 2 klasie podstawówki. Do Bosco Boys Home trafił 3 lata temu, wcześniej całe życie mieszkał sam, na jednej z plaż w Lagos. Został porzucony, gdy był tak mały, że nie pamięta rodziców, więc nie ma szans na odnalezienie ich. Elijah jest najmilszym 17-latkiem, jakiego znam. Jest zawsze uśmiechnięty, pogodny, pełen dziecięcej radości, pomimo różnych problemów i choroby psychicznej. Pochodzi z plemienia yoruba, o czym świadczą blizny na policzkach - znak przynależności plemiennej zrobiony w dzieciństwie, co wciąż się tutaj praktykuje, w niektórych miejscach. Elijah uczył nas języka yoruba, Afrykańskich tańców i wielu innych rzeczy. Będzie nam go bardzo brakowało, ale cieszymy się, że wreszcie znalazł rodzinę i dostał szansę na lepsze życie. -Elijah, cieszysz się, że wyjeżdżasz? - spytałam go pewnego popołudnia. - Cieszę się. I nie cieszę zarazem. Spędziłem tu dużo czasu, będzie mi brakować tego miejsca… - Będziemy za tobą tęsknić - odparłam - Sam już nie wiem - westchnął Elijah. - Powinienem wyjechać, czy zostać? - Nie wiem. Nie jestem osobą, która może o tym decydować - powiedziałam. - Powinnaś zdecydować. Nie wiem co mam robić. Powiedz, proszę. Mam wyjechać, czy zostać? Wzruszyło mnie to zaufanie z jego strony, ale nie mogłam odpowiedzieć. Całym sercem chciałam by Elijah został choć jeszcze trochę, ale umysłem wiedziałam, że potrzebuje rodziny, że ma już 17 lat i że to może być jego życiowa szansa. Decyzję o tym oczywiście podejmował sąd. Elijah pojechał tam w poniedziałek wraz z Lucy, pracownikiem socjalnym z Bosco Boys Home i podjęto decyzję, że następnego dnia Elijah ma opuścić nasz dom i zamieszkać z bogatym małżeństwem, które go adoptowało. Ostatni wieczór z Elijah wcale nie był smutny. Chłopcy grali w planszówki i karty, ja siedziałam cały czas na kanapie przy Elijah, ciesząc się ostatnią bezcenną chwilą, jaką mogłam z nim spędzić. Jak zwykle śmialiśmy się, wygłupialiśmy, rozmawialiśmy. -Większość z nich nie chce wyjeżdżać - stwierdził ksiądz Emanuel, gdy rozmawiałam z nim później. - Tutaj dostają wszystko, czego potrzebują. Mają jedzenie, ubrania, chodzą do szkoły. Elijah ma szczęście, został adoptowany przez bardzo bogatych ludzi, niczego mu w życiu nie zabraknie. Większość chłopców wraca do swoich rodzin, do biedy, do swoich problemów, czasem i przemocy. Wracają do życia od którego uciekli na ulicę. Ale taka jest nasza rola. Połączyć ich z powrotem z ich rodzinami. To miejsce nie zastąpi im rodziny i nie powinno jej zastępować. To co staramy się tu zrobić, to pomóc im zaakceptować to kim są i kim są ich rodziny. Wysyłamy ich do szkoły, uczymy jak być dobrymi ludźmi, kochamy ich, ale naszym celem jest zawsze ich powrót do domu. Ksiądz Emanuel miał rację i Elijah, jak wielu chłopców przed nim, musiał wyjechać. Jednak na zawsze pozostanie w naszych sercach i na zawsze pozostanie jednym z Bosco Boys Home. To co możemy teraz zrobić dla niego, to modlić się za niego i zaufać, że Bóg poprowadzi go dalej w życiu, a to czego się tu nauczył pozostanie w nim na zawsze.

Pozdrawiamy z Nigerii, pamiętamy w modlitwie

Dominika i Zuzia

 

Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika
Wyjechać czy zostać - z misji w Nigerii grafika